Ink drawing on a paper, 50x65 cm |
Tam się spało inaczej. Gdy zamykałam oczy za oknem było tylko puste niebo, mogłam usłyszeć jak szeleszczą. Najtrudniej było z tłustą pełnią w godzinie wilka, przestrzeń cięła wtedy swoim ogromem jak brzytwą, na wskroś.
Tu patrzę na bluszczące panoptikum zieleni, chowa w sobie nawet tłusty księżyc, wdziera się, obłazi, wspina w załamania i blizny starych domów. Zasnuwa jakby po tym już nigdy nic.
The sleep was different there. When i closed my eyes, there was the pure sky only and I was able to hear how they swish and rustle. The hardest was the fat moon in the hour of the wolf, the space sliced then everything throughout, using own vastness like a razor.
Here, I look at the ivying panopticum of greenery, it buries even this fat moon, permeates, covers, climbs into breakdowns and scars of old houses. It veils like after that nothing will ever happen again.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz