poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Arteria

  Pytasz, jak cię widzę tej nocy, która wciąż jest dla mnie jak otwarty pokój (nie piszę "widziałam", bo wciąż widzę cię równie mocno - zostawiłeś ślad siebie, który zrósł się z najważniejszą częścią mnie, jestem trochę tobą), a więc zastanawiasz się, jak cię widzę, gdy zmierzch w zmierzch pod powiekami czuję ten sam odruch w sercu, a  palce lepią się od gwiezdnego pyłu osiadającego w gęstniejącej krwi, pulsującej niepokojem jak neony nocnych klubów. Gdy wszystko zastyga, przepływają obrazy (niezmienne, więc muszą istnieć - od wtedy adoruję teorię strun), męski tors faluje widmem, wydycham pustynny piasek z płuc, mam poparzony język i przełyk, słowa są jak popiół, gdy próbujesz zadawać pytania, a w głowie wirują mi strzępy rzeczy. W miejscu serca, na którym położyłam dłonie, krystalizuje się obraz ostry i czysty,
pocałuję je zaraz i będę to robić co wieczór, łapczywie połykając twój rozszarpany oddech. Wciąż wstydzę się potworów przywołanych opuszkami palców na moim karku, gdy śniąc o potędze, przyciągasz do siebie moją głowę.
Widziałam drzewa połyskujące tysiącem liści na twojej skórze, gdy płonęłam łaską pełna, a ty przyjmowałeś mnie w milczeniu (wciąż chcę zapamiętywać najdrobniejsze zmiany w twojej przestrzeni). Wślizguję się wtedy w ciebie moją krwią, jesteśmy zwierzętami, posiadamy zęby, języki i dusze, spraw, żebym była zwierzęciem, tak bardzo smakujesz żelazem.
  Najjaśniej (i najcieleśniej) widzę moment, gdy mnie wypełniasz, zamykam oczy i patrzę na ciebie poprzez skazy na płatkach, duszne rytmy przekraczania, rytuały ran otwierania i misteria końca i początku - nigdy nie byłam tak bardzo nasycona i nigdy więcej tak nie rozkwitałam.

 Nawet teraz, gdy niewielka ilość światła sprawia, że przez chwilę majaczymy widmami, jestem tak blisko jak to możliwe, zwijam się w kłębek i przytulam do czystych kości, do szpiku kości, marząc o chwili przemiany, gdy twoje logiczne dłonie tak stanowczo i metodycznie pozbawiały mnie skóry. Zbieram każdy rozrzucony w słowach fragment, kolekcjonuję obrazy miejsc widziane twoim wzrokiem (tak, twoje oczy są jak brzytwy- moje stają się ich zapamiętanym odbiciem, gdy próbuję robić zdjęcia ), gdy jesteś blisko (czasami myślę, że to przeczucie ciebie to szaleństwo) wprowadza się we mnie światło. Wciąż czuję delikatną konstrukcję twojej duszy i to najmroczniejsze z twoich zwierząt, przez nią zasnute (gdyby twoja dusza wpłynęła w kobietę, kochałabym kobietę, jeśli wybierze drzewo, wsłucham się w jego rzekę ).



  Możliwe, że tam, gdzie wciąż widzę kierunek, już od dawna nic nie ma. Gdy tracę z pola widzenia kolejne stopnie, poprzez które ciebie dotykam, wpadam w panikę. Głaszczę szczeliny, przepuszczające światło. 

Rozszarpuję pyskiem rzeczy

something

 You ask me, how i see you that night, which is still an open room for me ( i don`t write "saw", because i`ve still seen you equally clearly - you left a mark of self and it coalesced with my core, i am a bit like you, now ), so, you bethink, how i see you, when dusk to dusk under my lids, i feel this same impulse in my heart and my fingers are viscid from a stardust fallen into thickening blood pulsating of unrest like night club`s neons. When everything congeals, images are flowing ( immovable, so they have to exist - since then i adore String theory ), male torso undulating as spectrum, i`m exhaling desert sand from my lungs, my tongue and throat are burned, words are like ashes, when you tried to ask questions and scraps of things are spinning in my head. In place of heart, where i put my palms, the image bright and sharp is crystallizing, 
i`m going to kiss it soon, she will do it every evening, voraciously swallowing your torn breath. I am still ashamed of the monsters invoked by your finger tips on my nape, when during dreaming about the will, you pulled  in my head. 
 Trees shimmering of thousand leaves on your skin, when i was burning full of grace, and you took me in silence (i still want to remember the smallest movements in your space ). slithering into you with my blood then, we are animals, we have teeth, tongues and souls, make me animal, you taste iron so much.
 The brightest ( and the most fleshy) is the moment, in which you accomplish me, closing my eyes, will look at you through scars on petals, sultry rhythmes of transgressing, rituals of open wounds and the end and the beginning`s mysteries - i`ve never been so sated and i haven`t blossomed any more.

 Even now, when scant dose of light makes, that we`re looming by visions, i am as close as it`s possible, coiling and huddling to clean bones, to the core, dreaming about the moment of transmutation, when your logical hands explicitly divested me of  skin. i pick up every fragment strewn around, i collect images of places seen by your sight (yes, your eyes are like razors - mine become their memorized reflection, when i try to take a shots), when you are close (sometimes i think that this conviction of you  is just a madness), the light comes. I still feel fragile construction of your soul and this darkest from your animals, veiled by it ( if your soul flows  into woman, i would love woman, if it opts for tree, i will listen to its river ).


 But it`s possible, that there is nothing, where i see the direction. When i lose sight of subsequent points, through which i touch you, i panic. I stroke translucent cracks and crevices.

I`m tearing things 


tusze na papierze, 50x55 cm/inks on paper, 50x55 cm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz